Przyjaciółki były dzisiaj tak zabiegane. Solenizantka miała tylko się
odprężać i wyglądać cudownie i choć chciała pomóc Hermiona była
nieugięta. Tak więc cały dzień spędziła w kąpielach w błocie lub mleku, z
maseczką z wodorostów na twarzy (Fuj!) i dłońmi w jakimś wosku. Tak
naprawdę Ginny nie bardzo wiedziała jak to działa, ale było całkiem
przyjemne, więc nie obchodziło jej to. Dziwnie się czuła wiedząc, że jej
przyjaciółka ugania się za wszystkimi i nie ma chwili wytchnienia, a
ona nic nie robi cały dzień, jednak w końcu to są jej dwudzieste
urodziny. Ginevra Weasley kończy już dwadzieścia lat. Tyle się zmieniło
przez te wszystkie lata. Ciągle czuła żal, kiedy pomyślała o zmarłym
bracie, ale wiedziała, że nie chciałby aby się smuciła. Ponadto Luna
krzyczała kiedy musiała poprawiać makijaż z powodu łez. Luna Lovegood
stylistką! Świat oszalał - myślała solenizantka. Po skończeniu szkoły
Luna całkowicie się zmieniła. Ciągle była rozmarzoną dziewczyną, ale
skończyła z rzodkiewkami i przejrzała na oczy. Teraz wszystkie
czarownice na świecie chciały aby uszyła dla nich sukienkę lub
udekorowała ich twarze. Seria kosmetyków i salonów kosmetycznych "Każdy
jest piękny" osiągnęło sukces na skalę światową. Dochodziła godzina
piętnasta i dziewczyna musiała opuścić gorące baseny. Założyła szlafrok i
usiadła przed lustrem. Luna zaczęła zajmować się jej włosami jakby
zaraz miała iść do ślubu. Zrelaksowała się i pozwoliła przyjaciółce
działać.
Hermiona Granger - przyjaciółka na dobre i złe dzisiaj
przechodziła samą siebie. Od rana biegała od sali do sali aby wszystko
przygotować, wszystkiego dopilnować i skorygować. Podarowanie pomocnikom
telefonów komórkowych było zbawieniem i wszystko szło sprawniej. Teraz
postanowiła zająć się sobą. Założyła prostą, czarną sukienkę koktajlową i
szpilki koloru dzikiej wiśni. Takim samym odcieniem ubarwiła usta. Oczy
przejechała tuszem i kredką, a włosy związała w piękny warkocz. Była
gotowa. Wróciła na salę balową i wirowała pośród zatrudnionych kelnerów i
muzyków. Po kilkunastu minutach zaczęli zjawiać się goście. Harry
Potter, Ron Weasley, Blaise Zabini - wymieniała w myślach osoby, które
dostrzegła przy stosie prezentów - Draco Malfoy... chwila, chwila! Wróć.
Draco Malfoy?! A tak. Każdy mógł przyjść z dodatkową osobą, a ostatnio
Blaise zakumplował się z Ginny. Parvati i Padma Patil, George z
Angeliną, Lee Jordan, Dean Thomas, Seamus Finnigan, Neville Longbottom i
wiele, wiele więcej gości, którzy co chwila rozpływali się w świetle i
stali się nieuchwytni dla Hermiony. Kiedy wszyscy przybyli razem z
gośćmi włożyła swoją maskę. To był punkt, o którym główna atrakcja
przyjęcia nie miała pojęcia. Maski. Każdy otrzymał przy wejściu taką
samą, dlatego dziewczyny ciężko było rozpoznać, a chłopaków wszystkich w
czerni wcale. W końcu na szczycie schodów prowadzących do sali balowej
pojawiła się Ginny. W cudownej sukience koloru kości słoniowej kroczyła
powoli na schodach. Reflektor skierował się na nią. Długi tył sukienki
ciągnęła po ziemi. Z przodu suknia sięgała jej do połowy uda. Włosy
zostały upięte w kok, jednak pozostały luźne pasma. Cała sala wstrzymała
oddech. Na twarzy solenizantki pojawiło się zdziwienie. Zaraz za nią
pojawiła się Luna w pięknej, szarej sukience. Mimo wszystko każdy
patrzył na pannę Weasley. Wydawała się płynąć w powietrzu, a suknia
unosiła się razem z nią. Jakby ubrała chmurę, a nie prawdziwą tkaninę. W
końcu bracia poprosili ją do tańca, a zewsząd popłynęły łagodne
dźwięki. Ktoś poprosił również Hermionę. Po kilku chwilach zrozumiała,
że to Harry.
Nikt nic nie mówił o maskach! - oburzyła
się w myślach Ginny, jednak George już zdążył porwać ją do tańca.
Tradycją było, żeby rozpocząć od rodziny. Przetańczyła z wszystkimi
braćmi (Czemu miała ich tak wielu?!) i została zaciągnięta pod stos z
prezentami gdzie wszyscy po kolei składali jej życzenia, przytulali ją i
całowali w policzki. Najpierw podeszli Harry z Hermioną, potem Luna z
Nevillem (Swoją drogą byliby niezłą parą), następnie Dean i Seamus,
Parvati i Padma, w końcu zostali tylko Blaise i ... Draco? (Jak
przyniósł prezent to wcale mi nie przeszkadza. - Zaśmiała się myślach.)
- Wyglądasz niesamowicie. - Szepnął Draco.
- Dziękuje. - Uśmiechnęła się Ginny.
-
Wszystkiego najlepszego piękności! - Blaise ją uściskał, a potem
Hermiona wyszła na środek i ogłosiła, że czas na szampana. Każdy dostał
po kieliszku musującego płynu.
- Wznieśmy toast za moją cudowną,
kochaną, niepowtarzalną przyjaciółkę, która skończyła już dwadzieścia
lat. Kiedy minął ten czas? Życzymy ci, aby było tylko lepiej. Za Ginevrę
Weasley naszą Ginny! - Wzniosła swój kieliszek z szampanem i w ślad za
nią zrobili to wszyscy pozostali. Przez chwilę nie było słychać żadnych
hałasów aż w końcu na scenie zawitały Fatalne Jędze. Goście oszaleli.
Każdy założył jedwabna maskę i pobiegł jak najbliżej sceny. Solenizantka
przepychała się do przodu. Zrobiło się gorąco i wreszcie zaczęła się
prawdziwa zabawa. Na tacach przyniesiono Ognistą Whisky i nikt już nie
dbał o etykę. Po godzinie stoły zapełniły się daniami głównymi czyli
mięsa, zapiekanki i wszystko inne co da się zjeść. Parkiet trochę
opustoszał, bo część gości usiadła by coś przekąsić, a część wyszła na
balkon by odetchnąć świeżym powietrzem. Ginny musiała przecisnąć się
przez cały tłum aż dotarła do drzwi. Co krok ktoś ją zaczepiał, a ona
nie miała pojęcia kim kto jest. Była jedyną osobą bez maski. Trochę ją
to irytowało. Otworzyła drzwi i poczuła na twarzy chłodny powiew.
Podeszła do balustrady i zamknęła oczy. Ktoś zakradł się od tyłu i
położył dłonie na jej talii. Powoli odwróciła się i zobaczyła
przystojnego mężczyznę w garniturze. Poznała go po butelkowo zielonym
krawacie i platynowych włosach.
- Jak podoba ci się impreza? - Zapytała.
-
Jest cudowna, ale raczej ja powinienem zadać ci to pytanie. W końcu to
tobie ma się podobać najbardziej. - Odpowiedział. Ze środka usłyszeli
jak muzyka zwiększa tempo i goście coraz chętniej wracają na parkiet.
-
Chodź, zatańczymy. - Pociągnęła go na środek. Zaczęli się ruszać do
rytmu i wkrótce impreza zmieniła się w dyskotekę. Zapadła upalna,
sierpniowa noc. Światła powodowały u niektórych ciemne plamy przed
oczami, jednak nic nie popsuło im zabawy. Puszczali coraz szybsze
piosenki, poziom alkoholu wzrastał w krwi każdego z obecnych i tym samym
wszyscy robili się coraz bardziej śmiali. Mężczyźni łapali dziewczyny
za biodra, przyciągali bliżej siebie, aż w końcu tańczyli tak blisko
siebie, że bardziej się nie dało. Około drugiej w nocy Ginny poczuła, że
musi wyjść na chwilę, bo zaraz się rozpadnie. Na balkonie nikogo nie
było poza jedną osobą. Tą samą co wcześniej. Pan Malfoy stał oparty
nonszalancko o framugę drzwi i przyglądał się solenizantce. Wkrótce
oboje opadli na kanapę.
- Nie mam już siły. Jestem wykończona. -
Powiedziała ruda ściągając buty i rozmasowując stopy. Tyle godzin w
szpilkach było udręką.
- Chodź ze mną.
- Co?
- Chodź
ze mną. Pokaże ci świetne miejsce. Zaufaj mi. - Uśmiechnął się
tajemniczo i włożył buty z powrotem na nogi dziewczyny. Złapał ją za
rękę i już stali na ruchliwej ulicy.
- Gdzie my jesteśmy? -
Zdziwiła się Gryfonka, chociaż nie protestowała. Czuła wibrację tego
miejsca, przypływ nowej energii i jakby podniecenie.
- Jesteśmy w
Tokio. Idziemy na prawdziwą dyskotekę. - Uśmiechnął się ponownie i
pociągnął ją za sobą do pubu. Wciągnął ją do łazienki i zaczął bawić się
różdżką. Wkrótce sukienka Ginny była obcisła, mini i podkreślała jej
atuty. Draco miał na sobie czarne rurki, luźny t-shirt i czarny zegarek.
Wyglądali cudownie. Złapał ją w talii i razem weszli do najmodniejszego
klubu w całym Tokio. Nie wiadomo skąd leciała muzyka. Szybka,
energiczna i chociaż miała to samo tempo co piosenki czarodziejów była
jakby świeższa i lżejsza. Wirowali na parkiecie i zamawiali kolejne
drinki. Draco musiał być tu już kilka razy, bo niektóre osoby go
poznawały.
- To wszystko mugole. - Szepnął jej do ucha. Nie
wierzyła jak bardzo się zmienił. Po kilkunastu drinkach byli już prawie
pijani. Około piątej nad ranem wyszli z klubu i znaleźli hotel, w którym
Draco wynajmował apartament na stałe. Był bardzo nowoczesny. Prawie
cały przeszklony, na najwyższym piętrze. O wschodzie słońca rozciągała
się cudowna panorama miasta. Ginny podziwiała widoki aż poczuła
delikatne pocałunki na szyi. Odwróciła powoli głowę i pocałowała go w
usta. Namiętnie, łapczywie. Chciała więcej i więcej. Nie wiedziała co
robi. Jak to możliwe, że znalazła się sam na sam w apartamencie z
Draconem Malfoyem? Naprawdę nic ją to teraz nie obchodziło. Nie
przestając jej całować objął ją ramionami i podniósł przytulając jeszcze
mocniej do siebie. Owinęła mu nogi wokół pasa i pozwoliła zanieść się
do łóżka. Chłopak ściągnął koszulę. Dziewczyna podniosła ręce, a on
jednym ruchem zrzucił jej sukienkę. Poczuła na ciele jego mocne
pocałunki. Na nogach, brzuchu, rękach, szyi, plecach. W końcu oboje
porzucili "resztki" ubrań i połączyli się w jedność. Dla Gryfonki był to
pierwszy raz, ale jakże cudowny. Nie czuła się speszona ani zagubiona.
Czuła jego gorące ciało przy swoim, delikatny oddech, czuła jego
obecność w sobie. Nigdy tak jeszcze nie było. On pieścił jej młode,
nagie piersi. W końcu późnym rankiem zasnęli przytuleni do siebie.
Dziewczyna obudziła się z uśmiechem na ustach gdy poczuła nagi tors Dracona obok siebie.
- Dzień dobry słoneczko. - Rozpromienił się widząc, że już nie śpi i pocałował delikatnie w policzek.
- Która godzina? - Przeciągnęła się Ginny.
-
Piętnasta, kochanie. - Ścisnęła jego dłoń, a on przyciągnął ją do
siebie. Po chwili zaburczało jej w brzuchu. Boże, jak to możliwe, że nie
poczuła, jak bardzo jest głodna? Chłopak wstał i zaczął nakładać na
talerz jajecznicę, tosty, bekon i jajko sadzone. Był taki cudowny.
Smukły i giętki. Położył talerz koło dziewczyny a ona zjadła wszystko co
jej przygotował. Ułożyła się w jego ramionach, pochyliła się i
szepnęła:
- Zostań ze mną na dłużej. - Czule pocałował ją w czoło i odpowiedział:
- Już na zawsze.
Nie lubię parringu Draco i Ginny, ale ten tutaj jest całkiem niezły. Nie byłabym jednak sobą, gdybym czegoś nieskrytykowała na minus. Chyba każdy wie, jaki charakter ma Draco, a można go wielbić lub nienawidić, innej obcji nie ma. Draco Malfoy to sarkastyczny i wredny ślizgoński arystokrata. Nie ma mowy, żeby mówił do dziewczyny ''słoneczko'' albo ''kochanie''. Dobrze znamy relacje Ślizgonów i Gryfonów. To co tu stworzyłaś bardzo odbiega od normy, chyba rozumiesz. Ale pomysł fajny, gdyby tylko znajomość Rudej i Smoka była nieco dłuższa byłoby idealnie. ;)
OdpowiedzUsuń