- Też nie umiesz zasnąć? - zapytał. Hermiona pokiwała głową. Bez słowa poszedł do kuchni, ale wrócił po kilku minutach z kubkiem gorącej czekolady.
- Czy sądzisz, że ten upiór mógłby...? - urwał i spojrzał pytająco na Gryfonkę.
- Nie wiem. Chyba tak, ale mam nadzieję, że go tu nie ma.
- Czy jest możliwość z nim walczyć, kiedy już cię opętał?
- Chciałabym wierzyć, że tak jest, ale skoro do tej pory nikomu się nie udało... - urwała i starała się stłumić łzy. Nie chciała, żeby Fred wiedział jak się zamartwia, ale w rzeczywistości bardzo się bała o nich wszystkich. Miała przeczucie, że upiór dopadnie kogoś z jej bliskich, a ona będzie bezradna.
- Chyba powinniśmy pójść spać - zasugerował Fred. Hermiona wstała posłusznie i wyciągnęła rękę po jego kubek. Wręczył jej go i dziewczyna położyła je w zlewie. Poszła z nim schodami, aż chłopak się zatrzymał. Prawie wpadła na jego plecy.
- Jemioła - szepnął i odwrócił się. Podniosła głowę i ujrzała zieloną roślinkę z białymi kulkami. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić Fred złapał ją za rękę i delikatnie się uśmiechnął. Odwzajeniła uśmiech, stanęła na palcach i pocałowała go w policzek. Chyba chciał coś powiedzieć, ale Gryfonka już zamykała za sobą drzwi do pokoju Ginny. "Co mnie podkusiło?!" karciła siebie w duchu. Położyła się zła na siebie, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu, którego nikt nie mógł zobaczyć. Mimo wszystko potrzebowała bliskości.
*
Kolacja była wyśmienita. Pani Weasley przeszła samą siebie! Delikatny indyk i świąteczny pudding na deser. Wszyscy zjedli co najmniej cztery porcje puddingu. Około dwudziestej drugiej z ciężkimi brzuchami powlekli się do swoich sypialni. Hermiona myślała, że będzie spała jak kamień. Ale jednak. Przez cały czas miała ochotę zejść do salonu z nadzieją, że go tam spotka. Musiała tłumić w sobie te pokusę. "Nie bądź głupia, Hermiono!" karciła się w duchu. Około północy postanowiła zejść na dół, ale kiedy usiadła opadła z powrotem na poduszkę. "Opanuj się!" W końcu udało jej się zasnąć.
*
Następnego dnia obudziły ją miliony lodowatych igiełek na całym ciele. Usiadła raptownie i pierwsze co zobaczyła to przyjaciółkę wijącą się po podłodze ze śmiechu.
-No wiesz co! - zaśmiała się Gryfonka.
-Nie mogłaś wymyślić czegoś lepszego na pobudkę?! - wyciągnęła spad kołdry trochę śniegu, ulepiła kulkę i trafiłę Ginny prosto w twarz. Ta chwyciła poduszkę i zaczęła okładać Hermionę. Miona nie była jej dłużna. Złapała Rudą w pół i dosłownie zwaliła na łóżko po czym wyrwała jej z ręki poduszkę i teraz to Ginny musiała się bronić. Po pięciu minutach nieustającego śmiechu i walki śnieżno-poduszkowej obie dziewczyny musiały podpierać się jedną ręką ściany a drugą trzymać za brzuch. Kiedy prawie się otrząsnęły do pokoju wparowali bliźniacy.
-Bitwa na poduszki? Super! - krzyknęli jednocześnie i dziewczyny leżały na ziemi ochraniając się rękami przed bezlitosną pościelą. Nagle George przerzucił sobie Ginny przez ramię (worek kartofli) i wyniósł z pokoju. Dziewczyna krzyczała, śmiała się i okładała brata pięściami po plecach. Fred bez zastanowienia wziął Hermionę na ręce i pobiegł z nią do drzwi. Kiedy przechodzili walnęła głową prosto w czoło.
-Jak już mnie porywasz to przynajmniej tak żebym nie straciła głowy ok? - Fred zachichotał. Pobiegł schodami za Georgem i po chwili cała czwórka stała na dworze. Dziewczyny wyrywały się, ale chłopcy byli silniejsi.
-Raz! - krzyknął George.
-Dwa!
-Trzy! - Gryfonki wylądowały caluteńkie w zaspie, a chłopcy skierowali się w stronę drzwi.
-Ja ich zamorduję! - pogroziła Ginny wyciągając sobie śnieg z włosów. Całe przemoczone powlokły się z powrotem do domu. Popchnęły drzwi, które okazały się zamknięte! George pokazał im język zza szyby i zniknął gdzieś w głębi domu.
-Jeszcze popamiętają - zagroziła Hermiona i obie wybuchnęły śmiechem. Po dwuch minutach w ciągu których zdążyły już porządnie zmarznąć usłyszały krzyki pani Weasley.
-Co wy sobie wyobrażacie?! Nie dość, że wrzuciliście je prosto w zaspę w samych piżamach to jeszcze zamknęliście drzwi?! Postradaliście zmysły?! - machnęła różdżką i drzwi wejściowe otwarły się z hukiem. Pani Weasley wybiegła im naprzeciw okrywając kocem. Zanim zdążyły zaprotestować siedziały przed kominkiem pod pięcioma kocami, z ręcznikami na włosach i z kubkiem gorącej czekolady w rękach. Bliźniacy siedzieli naprzeciwko udając skruszonych, ale podśmiewali się i pokazywali dziewczynom języki kiedy tylko pani Weasley się odwróciła lub poszła do kuchni. Po kilkunastu minutach udało się im wyrwać z "kokonów" i zaczęły się przygotowywać do ich wypadu do SPA.
Równo o dziewiątej stały przed ogromnym, marmurowym budynkiem. Hermionie przypominał mniej oficjalny budynek banku Gringotta. Na samej górze znajdował się fioletowy szyld: różdżka, z której wylatują bańki mydlane skrzyżowana z grzbieniem. Napis pod nim głosił:
"SPA madame Rossel -spędź z nami dzień marzeń!"
-Idziemy? - spytała Miona.
- Idziemy - odparła Ginny z podekscytowaniem w oczach i pociągnęła przyjaciółkę do środka. Weszły przez dwupiętrowe szklane drzwi i znalazły się w gigantycznym holu. Ściany tak jak na zewnątrz były z białego marmuru, podłoga natomiast z czarnego. Było to idealnie okrągłe pomieszczenie podzielone na cztery części. Wejście znajdowało się pomiędzy pierwszą a czwartą stacją. Pierwsza stacja to długa biała lada, za którą stały pracownice ubrane w urocze fioletowe szaty. Nad ich głowami migotał napis stworzony jakby z biało-różowego światła głoszący:
"Stacja pierwsza: dowiedz się co dalej!"
Dziewczyny podeszły do lady.
- Dzień dobry! Witamy w "SPA madame Rossel"! Czym mogę służyć?
- Dzień dobry. Mamy dwie karty upominkowe - odezwała się Ginny wyciągając rękę z kartami. - Och! Karty premium! W takim razie proszę za mną - obdarzyła i promiennym uśmiechem. Okazało się, że idą do drugiej stacji.
"Weź gorący prysznic i zatop się w puchowych szlafrokach!"
- Mam na imię Rosalie i będę prowadziła was na wszystkie zabiegi - rozpromieniła się Rosalie. Podała przyjaciółkom dwa liliowe szlafroki i dwa ręczniki w tym samym odcieniu.
- Wybierzcie sobie klapki odpowiednie do waszego rozmiaru, weźcie prysznic i po prostu kierujcie się za strzałkami. Doprowadzą was do trzeciej stacji, w której będziecie czekać na przydział. Przydział zabiegów oczywiście. Przydziału dokonuje madame Rossel, ale poza tymi koniecznymi zabiegami możecie prosić o co tylko chcecie aż do zamknięcia! Przestańcie się zamartwiać i rozluźnijcie się! - uśmiechnęła się Rosalie i zostawiła dziewczyny same. Chwyciły japonki w ich rozmiarach i zajęły dwie wolne kabiny. Hermiona natychmiast się rozluźniła. Poczuła zapach róż. "Na pewno coś dodają do wody" pomyślała. Po dziesięciu minutach zakręciła wodę, wytarła ciało ręcznikiem i zarzuciła szlafrok na ramiona. Ginny czekała już na białej kanapie koło Rosalie. Stacja trzecia.
- Wreszcie jesteś! W waszej ofercie premium jest też napisane "żadnych kolejek", dlatego chodźcie za mną - zaświergotała Rosalie. Była w swoim żywiole. Pociągnęła dziewczyny za ręce przechodząc na sam przód przed innymi czarownicami.
- Zaraz pani Rossel zajmie się wami - drzwi otwarły się i pierwsza poszła Ginny. Stacja czwarta - przydział. Po pięciu minutach drzwi znowu się uchyliły i tym razem weszła Hermiona. Wszystko bardzo przypominało wieżę profesor Trelawney. W pomieszczeniu było parno, nie było żadnych okien, a jedyne światło w pokoju jakby wyciekało z lustra naprzeciwko. Hermiona bez wahania podeszła do niego i obejżała się w nim.
- Witaj moja droga. Jak się nazywasz? - zagruchał delikatny kobiecy głos.
- Hermiona.
- A ja Rossel, miło mi cię poznać - z cienia wyłoniła się kobieta. Była... zjawiskowa. Hermionie nie przyszło do głowy żadne inne słowo. Nie była młoda. Miała ponad czterdzieści lat, a może nawet pięćdziesiąt. Zmarszczki na jej idealnie kształtnej twarzy w ogóle jej nie obrzydzały, a wręcz dodawały jej uroku. Miała długie czarne włosy, które mieniły się drobinkami srebra i głęboko osadzone ciemne oczy. Nosiła długą fiołkową szatę. Podeszła do Hermiony, a raczej podpłynęła, bo podłogi nie było widać przez biały dym.
- Hmm co my tu mamy. Trochę przesuszone i rozdwojone końcówki, ale to nic poważnego. Widzę, że jesteś spięta i zestresowana, ale poradzimy sobie - mruczała pod nosem i zapisywała coś na podkładce do notowania.
- Małe problemy z trądzikiem... Ktoś tutaj obgryza paznokcie! Natychmiast pozbądź się tego zwyczaju! - zakomenderowała Rossel. Po kilku uwagach oderwała kartkę i wcisnęła ją Hermionie w dłoń.
- Daj proszę tą kartkę Rosalie, a ona już będzie wiedziała co z tobą zrobić. W tajemnicy powiem ci, że warto wybrać się do groty solnej i na kąpiel błotną - mrugnęła do Hermiony i wskazała gestem drzwi po lewej. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i wyszła. Za drzwiami czekała na nią Ginny. Korytarz był cały biały i Miona zaczęła intensywnie mrugać, żeby cokolwiek zobaczyć.
- Masz kartkę? - zaszczebiotała Rosalie. Gryfonka wyciągnęła rękę. Asystentka przeleciała ją wzrokiem.
- Tak, widzę, że macie podobne problemy. Najpierw zajmiemy się relaksem. Chodźcie za mną - uśmiechnęła się promiennie i ruszyła wzdłuż korytarza. Po chwili cała trójka znalazła się w sali z dwoma łóżkami do masażu i różnymi olejkami ustawionymi na półkach. Wszędzie były rośliny i zewsząd płynęły dźwięki pochodzące z pewnością z lasów deszczowych.
- Ściągnijcie szlafroki i połóżcie się wygodnie na łóżkach. Zaraz ktoś przyjdzie pomóc wam się zrelaksować! - Hermiona i Ginny posłusznie zrzuciły szlafroki na podłogę i ułożyły się wygodnie. Po kilku minutach pojawiły się dwie masażystki. Przez całą godzinę obkładały ich plecy gorącymi kamieniami i pokazywały różne techniki masażu. Po tym wszystkim przyszła Rosalie i wysłała dziewczyny na odnowę skóry. Kąpiele błotne, wcieranie różnych kremów, olejków i Bóg wie czego jeszcze to jest to! Myślała Miona. Potem miały 3 godziny wolne, więc poszły na jeszcze jeden masaż, na basen, do sauny i do groty solnej. Po tych mile spędzonych godzinach czuły się bardziej wypoczęte i zregenerowane. Następnie Rosalie posłała je na manicure i pedicure oraz odnowę dłoni i stóp. Potem czekał je zabieg regeneracji twarzy i włosów, a na sam koniec zostały cudnie uczesane i umalowane. Wyszły około dwudziestej zadowolone i uśmiechnięte.
- Matko, było cudownie! Czuję się pełna energii! - szczebiotała Ginny.
- Ja też! I wyglądamy o niebo lepiej niż wcześniej.
Szczęśliwe, wypoczęte i piękniejsze wróciły do Nory by spędzić resztę przerwy świątecznej w miłym towarzystwie.
------------------------------------------------------------
I wreszcie jest kolejny rozdział! Wszystkie błędy pozostawiam mojej kochanej becie i liczę, że jak najszybciej was od nich uwolni. Przede wszystkim pragnę też podziękować wam za ponad 11 tysięcy wejść ♥ Dowiedziałam się również, że podobno dość sporo osób czekało na ten rozdział. Mam nadzieję, że Karolina mnie nie okłamała! I jeśli to prawda to liczę na wasze komentarze :* Jako pierwsi też dowiecie się o moim nowym pomyśle o napisaniu czegoś innego, ale nie dam rady pisać jednocześnie dwóch blogów, więc na razie zostawiam go w spokoju c: Może przyjdzie wena i naskrobie jakąś miniaturkę? Kto wie..? c: Całuję, zawsze wasza Ginny <3
Świetny, jak zawsze :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :)
Weny życzę ;)
Jak ja kocham wygłupy Freda i George'a! Kocham tych rudowłosych wariatów <3
OdpowiedzUsuń