Hermiona wstała w te sobotę około 8.00. Zobaczyła, że jej współlokatorek już nie ma. "Ciekawe czemu? Ach tak. Pewnie ćwiczą w jakiejś klasie zaklęcia, żeby zabłysnąć przed profesorem Vingtem". Ściągnęła z siebie kołdrę i narzuciła szlafrok, a w tym momencie do jej drzwi ktoś zapukał.
- Proszę! - Drzwi się uchyliły i Hermiona ujżała uśmiechniętą twarz przyjaciółki.
- Hej, obudziłam cię?
- Nie, właśnie wstałam. Chodź. - Ginny była już ubrana, a nawet miała na sobie szatę do quidditcha.
- Ach tak. Ty już miałaś trening?
- Tak. Angelina męczyła nas już od 6.00... Ale dzisiaj Fred się pojawił na treningu. Na razie tylko latał i lekko wymachiwał pałką. Jutrzejszy trening też będzie tak "trenował", a w poniedziałek zacznie normaly trening.
- To dobrze, że już nic mu nie jest.
- No, tylko nie może przyjść na Klub Pojedynków. Pani Pomfrey wypuściła go na trening pod warunkiem, że będzie tylko latał na miotle w zamian cały dzień musi leżeć w łóżku. Angelina przyniosła jej pismo od profesor McGonagall z prośbą o to pozwolenie.
- Hmm... Musi jej naprawdę zależeć. A ty masz Klub Pojedynków o 10.00?
- Tak. Muszę się jeszcze przebrać i zjeść śniadanie. Za 15 minut na dole? - powiedziała Ginny wstając z łóżka Hermiony.
- Jasne. Sama też muszę się ogarnąć.
- No to do za chwile. - obie się zaśmiały i rudowłosa zniknęła za drzwiami. Hermiona poszła do łazienki, umyła zęby i założyła swój ulubiony fioletowy sweter. Odłożyła kosmetyczkę do szafki po prawej stronie od umywalki i zeszła na dół. Ginny pojawiła się kilka sekund po niej i razem wyszły przez dziurę w ścianie na korytarz. Na śniadaniu pogadały chwilkę z Luną Lovegood, która też wybierała się na Klub Pojedynków (Ginny się ucieszyła, bo przynajmniej nie będzie sama) i usiadły przy stole Gryfonów. Obie nałożyły sobie jajecznicę na maśle. Wbrew pozorom były do siebie takie podobne. Po śniadaniu miały około 40 minut wolnego, więc uznały, że dobrze byłoby sobie przypomnieć kilka zaklęć. Zamknęły się w jakiejś opuszczonej klasie na czwartym piętrze i rzucały w siebie uroki. Po półgodzinie były lekko obolałe od kilku upadków jednak większość udało im się zablokować. Ginny ruszyła schodami w dół do Wielkiej Sali a Hermiona poszła do dormitorium poczytać. Dwie godziny zleciały jej strasznie szybko na ciekawej lekturze, więc odłożyła książkę, sięgnęła po różdżkę i poszła schodami w dół. Kiedy doszła do Wielkiej Sali usłyszała podniecone szepty. Większość uczniów kłębiących się przed zamkniętymi drzwiami, które zwykle były otwarte, to dziewczyny. Hermiona wypatrzyła Lavender, Parvati, Romildę i Fay, a po chwili dołączyła do Harry'ego i Rona.
- Która godzina? - zapytała.
- Za dwie. - odpowiedział jej Ron. Stali chwilę w milczeniu, aż drzwi się otworzyły i z Wielkiej Sali zaczęli wysypywać się uczniowie. Ginny wyszukała ich wzrokiem i dobiegła. Cała aż promieniała.
- Super! Naprawdę! Wszyscy uczyliśmy się zaklęć i profesor Vingt wziął mnie na środek aby pokazać poprawne rzucenie zaklęcia rozbrajającego! - przy tym ostatnim trochę się zarumieniła. Tłum uczniów prawie ją porwał jak fala tsunami, więc krzyknęła tylko przez ramię:
- Powodzenia! - i zniknęła wśród innych uczniów. Hermiona, Ron i Harry czekali aż wszyscy wyjdą. Kiedy w końcu weszli do środka i przepchali się do przodu zobaczyli, że wszystkie stoły ustawione były pod ścianą. Na środku tam gdzie zwykle stał Dumbledore, stał teraz profesor Vingt, a za nim McGonagall. Kiedy zrobił krok do przodu wszyscy zamilkli.
- Witam starszą grupę w Klubie Pojedynków! Na początek proszę dobrać się po 10 osób. Lavender chwyciła Hermionę za rękę a ona pociągnęła Harry'ego i Rona wciągając ich wszystkich do kółka z Parvati, Romildą i Fay Po chwili dołączyli również George i Lee Jordan. Kiedy wszyscy stali w okręgach profesor ponownie przemówił:
- Doskonale! Teraz wyczaruję taką jakby marionetkę, na którą kolejno będziecie rzucać zaklęcie porażenia ciała, Drętwota. Liczę, iż wszyscy znają to zaklęcie. Ja z profesor McGonagall będziemy krążyć i oceniać Wasze wyniki. - Machnął różdżką i we wszystkich kręgach pojawiły się drewniane postacie, które kręciły się powoli czekając na zaklęcia. Podszedł do kółka Hermiony i reszty a dziewczyny się zarumieniły. Chłopaki wywrócili oczami.
- Proszę zacząć panno Brown.
- A tak. - Lavender uniosła różdżkę. Ręka lekko jej drżała.
- Drętwota! - manekin zesztywniał, ale tylko na kilka sekund.
- Dobrze, ale bardziej wyraźnie.
- Drętwota! - Parvati krzyknęła pewniej i manekin zesztywniał i obrócił się w stronę Romildy.
- Dobrze tylko trochę wyżej. O tak. - Wziął jej rękę w dłoń i wycelował wyżej, a ona o mało co nie zemdlała. Hermiona dławiła się ze śmiechu widząc minę Lavender i innych.
- Teraz panna Vane.
- Drętwota!
- Dunbar.
- Drętwota!
- Dobrze dziewczyny. Granger?
- Drętwota! - manekin zesztywniał, zawirował i zatrzymał się wskazując na Georga.
- Doskonale! Gratulacje! Weasley.
- Drętwota! - to samo.
- Jordan.
- Drętwota! - również tak samo.
- Znowu Weasley i Potter. - przy obu również zesztywniał, zawirował aż w końcu oszalał i zaczął się kręcić w kółko.
- Doskonale! Ćwiczcie już zaklęcie rozbrajające. - i odszedł. Lavender i inne dziewczyny w ogóle nie skupiały się na zaklęciach tylko zerkały przez ramię na profesora, do czasu, aż nie pojawiła się McGonagall.
- Expelliarmus!
- Expelliarmus! - zaklęcia świstały i wszyscy uzyskali zamierzony efekt. Profesor McGonagall poleciła im, aby teraz ćwiczyli zaklęcie pełnego porażenia ciała i ona również odeszła. Ćwiczyli je z pół godziny, aż nie polecono im aby zaczęli się bronić. Teraz manekin obracał się w różne strony (nie było wiadomo gdzie) i rzucał zaklęcia, które oni sami na nim testowali. Później rzucali Impedimento i przez całą godzinę jakby grupowo rzucali zaklęcia i się przed nimi bronili. Na koniec profesorzy wybierali najlepszych z grup i kazali im rzucić zaklęcie "Bombarda Maxima" na manekin. W tej grupie była to Hermiona.
- Bombarda Maxima! - rozległ się huk i manekin roztrzaskał się na tysiąc kawałeczków.
- Bardzo dobrze tak to miało wyglądać! Dziękuje Wam wszystkim. Byliście wspaniali! - Wszyscy uczniowie powoli opuszczali salę. "Ginny miała rację, świetne są te zajęcia." W pokoju wspólnym przez pierwszą godzinę mówiło się tylko o Klubie Pojedynków, a później zastąpił ten temat wypad do Hogsmeade. Po 23.00 Hermiona i Ginny poszły do swoich dormitoriów.
Hm, widać kilka błędów, ale samo opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu. Ciekawie rozwijasz akcje, fabuła też wciąga. Nareszcie opowiadanie, które nie rozpoczyna się od wielkiego BUM, gdzie to i Harmiona i Fred uświadamiają sobie, że się kochają. Osobiście lubię, gdy ich miłość rozkwita powoli. Mniej więcej tak jak u Ciebie, choć i tak myślę, że Hermiona doszła do tego trochę za wcześnie. Praktycznie nie znała go od innej strony, jak od barta najlepszej przyjaciółki. Powinna spędzić z nim trochę czasu itp, ale to oczywiście Twoja interpretacja i Twoje opowiadanie, więc ja mogę wyrazić tylko swoje zdanie. Jednakże, opowieść dla mnie, na duży plus! Oby tak dalej! Weny życzę i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, blog również o Fremione.
http://inna-rzeczywistosc-fremione.blogspot.com/
Nie mam pojęcia, co mogłabym napisać pod tym rozdziałem. Popieram komentarz nade mną. Całkiem niezły ten Klub Pijedynków :)
OdpowiedzUsuń